Narzeczeństwo

Narzeczeństwo

Chrześcijańskie zaręczyny na wzór św. Joanny Beretty Molli

W naszej parafii w Zagórzu istnieje możliwość uroczystego rozpoczęcia okresu narzeczeństwa ze szczególnym błogosławieństwem Kościoła i poświęceniem pierścionka zaręczynowego.

Wystarczy jedynie wcześniejsze uzgodnienie z kapłanem, kiedy takowe zaręczyny będą miały miejsce. /Nie są konieczne żadne dokumenty./

Dobrze jest także wcześniej zadbać o stan łaski uświęcającej, by po zaręczynach przystąpić do Komunii świętej.

*****************************************************************

Bez fraka i białej sukni

Czym są chrześcijańskie zaręczyny ze św. Joanną?

– To uroczysta deklaracja pragnienia zawarcia sakramentu małżeństwa złożona w kościele w obecności kapłana. Po homilii lub przed błogosławieństwem końcowym ksiądz podchodzi do narzeczonych, którzy na zadane pytania odpowiadają, iż chcą poważnie przygotować się do ślubu, pragną zachować czystość przedmałżeńską i proszą Boga o Jego błogosławieństwo na ten czas. Po tych słowach ksiądz udziela takiego błogosławieństwa i podaje do ucałowania krzyż Pana Jezusa lub relikwie św. Joanny. Narzeczony podaje narzeczonej poświęcony pierścionek. Nie trzeba być w białej sukni i fraku.

Po co zaręczać się przy ołtarzu?

– Potrzeba zaproszenia Chrystusa do swojego narzeczeństwa wynika przynajmniej z dwóch faktów. Po pierwsze, z miłości do Jezusa, którego chcemy zaangażować w naszą ludzką miłość i nie zapraszać Go dopiero na ślub, lecz wcześniej – na każda randkę. Po drugie, takie pragnienie wypływa z faktu miłości do narzeczonej/narzeczonego, którego poleca się Jezusowi z troską, aby nic złego mu się nie stało.

Dlaczego narzeczonym towarzyszy akurat święta Joanna?

– Bo św. Joanna jest patronką pięknej miłości i przyjaciółką ludzi, którzy się kochają. Uważała, że miłość jest najwspanialszym darem, jakim mógł nas obdarzyć Pan Bóg. Wiemy ze stuprocentową pewnością, że ona też przyjęła takie błogosławieństwo ze swoim narzeczonym Piotrem. Miało to miejsce 11 kwietnia 1955 r. w kaplicy sióstr Kanosjanek w Magenta koło Mediolanu. Ponadto Joanna umówiła się z narzeczonym Piotrem nawet na „triduum przedmałżeńskie”. Nie mogąc się spotykać przed swoim ślubem w jednej świątyni, przez trzy dni modlili się osobno w dwóch różnych kościołach dedykowanych Matce Najświętszej. Każde z nich przyjmowało w tym dniu Komunię św. w intencji ukochanego.

Z ks. dr. Piotrem Gąsiorem, popularyzatorem kultu św. Joanny Beretty Molli w Polsce rozmawiała Magdalena Guziak-Nowak

***********************************************************************

Przywrócić kolejność

KS. PIOTR GĄSIOR

Nie ma oświadczyn bo nie będzie zaręczyn. Nie będzie zaręczyn bo nie ma mowy o ślubie. A co jest? Jest nam ze sobą „dobrze”…

Kto tu – mówiąc potocznie – zawala? Rodzice, bo nie rozmawiają na ten temat w porę ze swoimi dorastającymi pociechami? Katecheza, na której nie ma lub po prostu nie da się poruszyć tzw. życiowych tematów? A może żyjemy już w tak „pokręconych” czasach, gdzie wszystko jest ambiwalentne?

Przerost formy

W szczerej rozmowie pewna młoda dziewczyna wyznała „bo widzi ksiądz my właściwie w kwestii oświadczyn jesteśmy wychowywani przez filmy i opowiadania znajomych. I dlatego nawet nie przypuszczamy, że ma być inaczej”. Siła oddziaływania przykładów medialnych jest rzeczywiście tak duża, że wielu młodych żyje z przekonaniem, że oświadczyny to musi być coś takiego, co drugiej stronie zaprze dech w piersiach. Ów przerost formy nad treścią jest nieraz nie tylko, że śmieszny ale przede wszystkim pozbawiony prywatności, o jaką w oświadczynach powinno chodzić. Czy wyrażenie woli na wspólną drogę i zapytanie o takową tej drugiej strony nie powinno odbywać się w wolności i w gruncie rzeczy pewnej powadze? A spontaniczność? Nie mamy nic przeciwko niej. Ale niech nam nikt nie wmawia, że się jacyś młodzi szałowo i spontanicznie sobie oświadczyli, kiedy wcześniej „spontanicznie” ze sobą współżyli.

A co dla narzeczonego?

Po przyjętych oświadczynach, które niejednokrotnie ze strony kobiety są nie tylko oczekiwane lecz wręcz sugerowane, przychodzi czas na omówienie sposobu zaręczyn. Wchodzi w grę zakup pierścionka zaręczynowego dla wybranki i coś miłego dla wybranka. Wiemy np. że św. Joanna ofiarowała Piotrowi z okazji ich zaręczyn zegarek. Jeśli to tylko możliwe trzeba byłoby w ten oficjalny akt włączyć także swoich rodziców. Opowiadał mi znajomy, który najpierw bez żadnych świadków oświadczał się słowami, które zaczerpnął z książki Karola Wojtyły „Przed sklepem jubilera” a następnie w umówionym dniu pojechał z kwiatami do przyszłych teściów poprosić o rękę ich córki. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby te wyjątkowe decyzje przedłożyć również przed Panem Bogiem. I dlatego Kościół wychodzi naprzeciw proponując narzeczonym specjalne błogosławieństwo. Ta prosta uroczystość nie wymaga żadnej zewnętrznej oprawy. Zaś z drugiej strony jest super okazją, aby przyszłe rodziny dostrzegły, że w planowaniu sakramentu małżeństwa nie chodzi tylko o to, kto „załatwia” salę a kto orkiestrę.

Dobre wzorce

Styl, w jakim zostaną zaaranżowane te dwa ważne momenty, czyli oświadczyny i zaręczyny jeszcze nie decydują o jakości przyszłego związku ale na pewno wiele mówią o samych narzeczonych. To fakt, że dziś doszło już do tego, że wielu młodym ludziom z łatwością  przychodzi wpuszczenie kogoś do swojej sypialni, więc mówienie o zachowaniu właściwej kolejności może trącić tzw. myszką. A jednak jesteśmy przekonani, że trzeba to robić. Złe czyny jednostek psują obyczaje całych społeczeństw. Lecz rezygnacja z dobrych wzorców również ich nie naprawi. „Dlaczego nam nikt wcześniej tego tak ładnie nie ukazał?” – słyszę z ust młodego pokolenia. „Głosicie górnolotne nauki. Czytacie listy, na których śpimy. A tego, co by nas na pewno zaciekawiło nie ma. Nie wszyscy mamy rodziców, na których moglibyśmy w tej kwestii liczyć, więc może przynajmniej duszpasterze?” Krytyczne słowa nie pozostawiają wyboru. Dorośli, trzeba się wziąć do pracy. A jak nie możemy podeprzeć się własnym przykładem to przynajmniej odwołajmy się do dobrych historii, o których słyszeliśmy.

**********************************************************************

„Miłość jest najpiękniejszym doświadczeniem,

jakim Pan Bóg obdarzył dusze ludzi”

/takie zdanie napisała Joanna do Piotra w jednym z listów narzeczeńskich/

 Modlitwa w narzeczeństwie

Boże, który jesteś życiem i miłością ludzi, Ty rozproszyłeś w całym wszechświecie ślady Twojej dobroci i mądrości, a człowiekowi dałeś wolę i serce zdolne do miłowania wszystkiego, co dobre i piękne; wejrzyj na nasze narzeczeństwo oraz naszą wzajemną miłość i pragnienie, aby iść razem przez całe życie. Dziękujemy Ci za to, że się spotkaliśmy. Dziękujemy Ci za szczęście, jakim nas obdarzyłeś.

Daj nam siły, abyśmy wytrwali w wierności Tobie i sobie nawzajem. Pomóż nam zachować czystość przedmałżeńską, cierpliwość wobec trudności, wytrwałość w doświadczeniach. Ukaż nam właściwe znaczenie pełnego zjednoczenia duszy i ciała, do którego powołujesz każdego męża i żonę. Ucz nas miłości zdolnej do panowania nad sobą, gotowej do poświęceń, szukającej prawdziwego dobra ukochanej osoby. Przywiedź nas bezpiecznie do Twego ołtarza.

Boże miłosierny, pomóż nam dobrze przygotować się do dnia ślubu, który całkowicie zmieni nasze życie. Uświęć naszą miłość i otwórz nas na dar życia, które przekażemy nowym ludziom. Niech dzień naszego ślubu będzie pełen radości i pokoju. Niech spocznie nad nami błogosławieństwo Twoje i naszych rodziców. Prosimy Cię o to przez wstawiennictwo świętej Joanny, patronki pięknej miłości. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

***********************************************************************

O  seksie…

O seksie, który jest „sposobem” na nudę, o wspólnym mieszkaniu przed ślubem, które może skończyć się pożarem i o paru innych rzeczach…

MAGDALENA GUZIAK: Rozmawiać będziemy o czystości. Czyli o czym?

DR PIOTR GĄSIOR: Gdybym powiedział, że będziemy mówić o czystości jako cnocie, to przypuszczam, iż takie stwierdzenie do życia współczesnego człowieka, zwłaszcza młodego, niewiele by wniosło. Powiedzmy więc tak: Czystość to postawa życiowa, polegająca na tym, że szanując godność własną, z tym samym nastawieniem patrzę na drugą osobę. A zatem – czystość to piękne oczy, piękne myśli, to również rozpromieniony uśmiech, to świadomość czystego sumienia własnego i osoby, z którą jestem. Tak postrzegając czystość, nie jest ona przedstawiana jako coś negatywnego, jako „nie brud”, „nie grzech”. Czystość to przecież zachwyt, blask. Ukazana w ten sposób daje perspektywę oraz szansę na poprawę dla człowieka, który upadł.

Proponuje więc Ksiądz spojrzenie na czystość od strony pozytywnej, nierozpatrywanie jej w kategoriach zakazów?

Zakaz jest potrzebny, aby nie wpaść w przepaść. Musi być jakaś balustrada oddzielająca drogę ku czystości od tego, co prowadzi do nieszczęścia, moralnego i fizycznego. Lepiej jednak prowadzić ludzi po pięknych łąkach i na piękne szczyty, niż tylko pokazywać ludzi połamanych, poobijanych, którzy nie dali rady wytrwać w czystości.

Wspomniał Ksiądz o czystości w aspekcie fizycznym i duchowym. Czy jest możliwe zachowanie jej, skupiając się tylko na naszej fizyczności, bez dbania o czystość sfery duchowej? Czy można w ogóle wprowadzić podział na czystość cielesną i duchową?

Bardzo dobra uwaga. Zacznę jednak od powiedzenia, że zachowa czystość ten, kto nie myśli kategoriami „dokąd mogę coś robić z dziewczyną/chłopakiem”. Gdy ktoś tak myśli, idzie na sam skraj drogi, przy której jest przepaść. Tak się nie zachowa czystości, bo przyjdzie chwila słabości, pokusa szatana albo mocna sugestia i człowiek ulegnie. Lepiej jest pracować nad swoim wnętrzem, aby zobaczyć drugiego człowieka nie jako przedmiot, z którym „coś będę robił”, ale jako osobę, która też chce być ze mną szczęśliwa.

W rozmowach z młodymi ludźmi zawsze mówiłem, że idealną sytuacją jest ta, kiedy jak już się rozstaniecie po randce, macie wewnętrzny pokój, że następnego dnia ukochana osoba wstanie spokojna oraz szczęśliwa i z czystym sumieniem będzie mogła pójść do Komunii Świętej. To jest czystość.

Natomiast bronienie dziewictwa tylko w aspekcie fizycznym, bez ochrony swych myśli i wyobrażeń, może się rzeczywiście nie udać. Takie stawianie sprawy, iż czysty jest ten, kto nie współżył, to jeszcze za mało. Można przecież nie współżyć, a również nie być czystym w swoich myślach, planach.

Powiedział Ksiądz, że zadawanie pytania „dokąd można?” to balansowanie po krawędzi. Czy to znaczy, że nie ma sensu i że niemożliwe jest wytyczenie jakichś granic fizycznej bliskości przed ślubem?

Nie chcę sugerować, że nie ma sensu mówienie o granicach. One są potrzebne i rozmawianie na tematy konkretnych gestów również ma sens. Ale nie chodzi oto, aby ustawić swoją postawę i rozmowę „zróbmy jeszcze to, bo to jeszcze nie jest grzechem”. Lepiej zastanowić się nad tym, jakie gesty nie budzą wątpliwości, a są piękne, dają prawdziwy wzlot w relacji z drugą osobą. Trzeba być uczciwym wobec dziewczyny, chłopaka i szanować wrażliwość ukochanego człowieka.

Przedstawiany przez Księdza punkt widzenia może zdumiewać, bo nie przedstawia się dzisiaj czystości od strony radosnej, pozytywnej.

Jan Paweł II mówił o wyobraźni miłosierdzia. W kontekście tego tematu trzeba powiedzieć o wyobraźni miłości. Dlaczego młodzi tak szybko sięgają po seks, który jest przeznaczony dla małżonków? Dlatego, że bardzo często maja zbyt płytką wyobraźnię, jak można okazywać sobie gesty, które nie są grzesznymi, nieczystymi. Zbyt duży zalew pornografią, zbyt częste myślenie w kategoriach „co jeszcze z nią/nim zrobię?” niszczy wyobraźnię miłości, w której chodzi o radość z bycia ze sobą. Młodzi mający wyobraźnię miłości potrafią się cieszyć, bo patrzą wspólnie w zachodzące słońce, bo obsypują się drobnymi prezentami, bo robią sobie niespodzianki, bo chłopak może wziąć dziewczynę na ręce, a ona może mu podarować kwiaty. To jest wyobraźnia miłości.

Poza tym kochający się ludzie powinni zauważyć, że miłość to nie tylko wpatrywanie się sobie w oczy, że może ona polegać na wspólnej służbie innym ludziom, jak choćby praca w hospicjum, zajęcie się jakimś dzieckiem czy pomoc starszym. Ważne, by robić to razem. Taka wyobraźnia i inteligencja są w miłości potrzebne.

Czy czystość może być kwestią mody, poddawać się prawom rynku? Popularne jest życie w związkach niesakramentalnych. Czy gdy zacznie się promować czystość, stanie się ona czymś na kształt produktu marketingowego i jeśli już ktoś zdecyduje się żyć w czystości, jego motywację będzie uzasadniało myślenie „bo wszyscy tak robią”?

Jeżeli ktoś miałby tylko taką motywację, to przynajmniej uchroni się od skutków nieczystości, czyli de facto owoc tego trendu i tak będzie dobry. Jednak by wytrwać, potrzebna jest głębsza motywacja. Wbrew pozorom, czystość nie jest cnotą, którą da się nosić na sztandarach. Wręcz przeciwnie, to coś bardzo intymnego. Myślę, że do końca nie da się z tego zrobić produktu marketingowego. Czystość rozgrywa się między dwojgiem ludzi i oni o tym nie opowiadają. Sprawa piękna ich relacji jest na początku ich sprawą bardzo osobistą.

To pocieszające słowa, zwłaszcza, że może się wydawać, że żyjemy w takim świecie, w którym kupić można prawie wszystko.

Można kupić koszulkę z napisem Jestem dziewicą, sprzedać plakat, ale relacji czystej miłości ani kupić, ani sprzedać się nie da.

Dlaczego Kościół zachęca do czystości przedmałżeńskiej?

Przede wszystkim dlatego, że inaczej postępować nie może. To nie jest wymysł Kościoła, ale nauka samego Jezusa, który wyraźnie powiedział, że nawet złe, pożądliwe patrzenie na drugiego  człowieka wyrządza mu krzywdę. Chcąc być wiernym Jezusowi, Kościół musi ten temat podejmować właśnie w taki sposób.

Naukowcy przekonują, że związki, które zaczynają się od łóżka, szybciej i częściej się rozpadają…

Jest to statystycznie potwierdzone, że niewierność przedmałżeńska  nie ułatwia wierności małżeńskiej. Jednak sama statystyka nie jest tym, co nas interesuje najbardziej. Dla osoby wierzącej ważne jest to, że zachowanie czystości jest dochowaniem wierności samemu Jezusowi, co też znaczy, że w miłość nie wkradł się diabeł. Po drugie obydwie osoby mogą mieć poczucie zdrowej dumy, że wytrwali i dać o tym w przyszłości świadectwo, zwłaszcza wobec własnych dzieci. A jeśli im się nie udało wytrwać do końca, lepiej jest się przyznać i powiedzieć „Nam się nie udało, ale wy postarajcie się wytrwać”, niż wmawiać im, że teraz już nikt według tych zasad nie żyje. Po trzecie czystość gwarantuje, że nie znajdziemy się w takiej sytuacji, że przy przypadkowym spotkaniu na ulicy będziemy uciekać na drugą stronę, bo będzie nam wstyd spojrzeć w oczy człowiekowi, z którym współżyliśmy, ale nie doszliśmy z nim do ołtarza. Co więcej, trwanie w czystości jest zdrowe od strony biologicznej, medycznej. Sama natura zachęca nas do czystości, ale głośno się o tym młodym ludziom nie mówi, bo na nieczystości, antykoncepcji czy pornografii można nieźle zarobić.

A co z tym dopasowaniem się w sferach seksualnych, o którym często słychać?

W czasie debaty o czystości przedmałżeńskiej organizowanej w Krakowie przez młodzież, jeden z gości powiedział, że można dopasować ciała, ale nie dopasować przy tym serc. Hasła o dopasowaniu cielesnym to slogan, mit. Najważniejsze jest to, aby osoby pokochały się sercami, duszami, pragnieniem umysłu i woli. Albowiem można się niby fizycznie dopasować, a potem i tak się rozstać. Człowiek nie jest rzeczą, którą można wziąć ze sklepu na przetestowanie i oddać po paru dniach. Nasze ciała nie są wypożyczalnią. Trzeba wrócić do myślenia o sobie w sposób w pełni humanistyczny. Jeśli nie staniemy się duchowi aż po ciało, to staniemy się cieleśni aż po duszę.

Co w takim razie poradzić parze, która ma postanowienie wytrwania w czystości? Jak pokonywać pokusy?

Rad teoretycznych dawał nie będę. Lepiej wskazać na małżeństwa, którym się udało, dla których czystość nigdy nie była tematem tabu. Warto wspomnieć na przykład o Joannie Beretcie Molli, która o tych sprawach ze swym narzeczonym rozmawiała otwarcie. Mówiła swemu chłopakowi między innymi, że aby wytrwać w czystości trzeba, po pierwsze, zachować ascezę, rozumianą jako nienakręcanie swoich myśli, bo to prowadzi do coraz odważniejszych czynów, a po drugie trzeba się poświęcić drugiemu człowiekowi – robić coś wspólnie dla innych, a nie tylko zajmować się sobą.

Proponuje Ksiądz, aby nie ograniczać bycia razem do patrzenia sobie głęboko w oczy, ale również wspólnie sprzątać, piec ciasto, robić zakupy i wykonywać masę innych codziennych czynności.

Absolutnie tak. Nie wolno nam dopuścić do nudy, dziewczyna i chłopak muszą być twórczy. NUDA to dla mnie: Nieumiejętne Używanie Daru Agape, czyli miłości.

Sugeruje Ksiądz, że młodzi decydują się na seks, bo im się nudzi?

W wielu wypadkach tak właśnie się dzieje. Idąc na randkę, wręcz mają to w planach.

Zakochani nie są kreatywni i nie potrafią wymyślić innego scenariusza na udane spotkanie?

Niestety tak. Wielu chłopców i wiele dziewczyn to po prostu ludzie niedopieszczeni, którym wtedy, kiedy tego najbardziej potrzebowali, czyli w dzieciństwie, nie okazywano miłości, nie głaskano ich, nie dotykano. Jeśli na przykład chłopak nie otrzymywał matczynych oznak czułości albo nie miał siostry, która miała z nim dobry, czysty kontakt, kiedy siedziała bardzo blisko niego, kiedy wspólnie odrabiali lekcje, często nie potrafi potem zachować się spokojnie w obecności osób innej płci. Podobnie jest z niedopieszczoną dziewczynką, której ojciec nie brał na kolana, nie traktował jak małą królewnę, nie pokazał, że ma swoją godność, wartość albo która nie miała brata, który by jej zwyczajnie powiedział: Wiesz jesteś naprawdę bomba!

Kiedy nie dostało się miłości w dzieciństwie bierze się potem to, co jest?

Bardzo często tak właśnie się dzieje.

Jak do tego wszystkiego ma się wspólne mieszkanie przed ślubem? Czy samo w sobie jest grzechem?

Młodzi ludzie lubią jednoznaczne odpowiedzi, więc jednoznacznie powiem: tak, to jest grzech. Choć młodzi mówią, że nie będą ze sobą współżyć, i tak narażają się na grzech ciężki A samo stwarzanie okazji do grzechu ciężkiego jest już grzechem.

Poza tym jako chrześcijanie odpowiadają za zgorszenie, które sieją. I nie można naiwnie wierzyć, że wszystkim da się wytłumaczyć: „My nic złego nie robimy”.

Czyli nie oburzać się, gdy babcia lub rodzice protestują przeciwko takim planom?

Babcia i rodzice mają zdrowe zasady i wcale nie są one staroświeckie. Znają realia życia, wiedzą, że młodzi ludzie lgną do siebie i to jest całkowicie naturalne. A przechodzenie z rozpaloną pochodnią obok stogu siana prawie zawsze kończy się pożarem.

Kościół jest przeciwnikiem seksu?

Kościół nigdy nie był przeciwnikiem seksu, a  jeśli ktoś takie poglądy głosił został upomniany. Seks jako taki jest darem Boga. Kościół więc mówi, że należy go traktować całościowo, to znaczy nie oddzielać od prokreacji. Poza tym seksu nie można uprzedmiotowić. Nie można bowiem traktować ukochanej osoby instrumentalnie. Dar seksu nie może prowadzić do egoizmu.

A co w ogóle księża mogą właściwie wiedzieć o seksie?

Takie zarzuty zawsze padają pod adresem osób, które nie żyją w małżeństwie. Z takimi zarzutami spotykał się na przykład ks. Karol Wojtyła, napisawszy książkę Miłość i odpowiedzialność. Tymczasem jeśli podejdzie się do tej kwestii bez uprzedzeń można zauważyć, że ksiądz nie odnosi tego, co słyszy do swoich przeżyć, nie porównuje. Dlatego kapłan, który rozmawia z wieloma małżeństwami, potrafi spojrzeć na sprawę obiektywnie i nie narzuca rozmówcy swoich własnych doświadczeń. Podejmuje temat mając wiedzę teoretyczną, ale próbuje odpowiedzieć konkretnie, nie sugerując się tym, co on sam przeżywał w swoim małżeństwem.

_______________

Ks. dr Piotr Gąsior – kapłan archidiecezji krakowskiej, wieloletni redaktor edycji krakowskiej  Przewodnika Katolickiego. Tłumacz i autor tekstów o św. Joannie Beretcie Molli. Autor wielu książek, np. Miłość bez lęku, Pokochać ukochanego, O miłości prawdziwej, W podróż miłości, Mistrz mojego myślenia czy Co ksiądz o tym sądzi? 

**********************************************************************

Szczęśliwi bo…

„Myślę, że w przeddzień naszych zaręczyn sprawi Ci radość wyznanie, iż jesteś dla mnie najdroższą osobą, do której nieustannie zwrócone są moje myśli, uczucia i pragnienia. I nie mogę się już doczekać chwili, w której stanę się Twoja na zawsze”. Któryż narzeczony nie chciałby usłyszeć od swej wybranki takiego wyznania?

Intymni

Inżynier Piotr Molla z włoskiego Mesero koło Mediolanu miał to szczęście. Spotkał kobietę, która włączyła go w swój najintymniejszy świat wewnętrzny. Już w listach narzeczeńskich pisała mu: „Kocham Cię Piotrze i stale jesteś przy mnie obecny. Już od rana, gdy jestem na Mszy świętej – podczas składania darów ofiarnych – przedstawiam Panu Bogu razem z moimi również Twoje prace, Twoje radości i Twoje zmartwienia. Potem jestem przy Tobie przez cały dzień aż do samego wieczora”.

Zjednoczeni

Joanna Beretta, wierzyła, że nikt tak ściśle jak Jezus ich nie połączy. Była przekonana, że miłość jest najpiękniejszym doświadczeniem, jakie Pan Bóg włożył w dusze ludzi. Dlatego sakrament małżeństwa, którego po prostu nie mogła się doczekać nazywa Sakramentem Miłości. „Brakuje jeszcze tylko dwadzieścia dni, a potem jestem już … Joanna Molla. Co byś na to powiedział, abyśmy w celu duchowego przygotowania i przyjęcia tego Sakramentu uczynili coś w rodzaju triduum? W dniach 21, 22 i 23 września Msza święta i Komunia święta. Ty w Ponte Nuovo, ja w Sanktuarium Matki Bożej Wniebowziętej. Madonna połączy nasze modlitwy i pragnienia. A ponieważ jedność to siła, więc Jezus nie będzie mógł nas nie wysłuchać i nie wspomóc”.

Radośni

Czy Joanna to jakaś dewotka? Nic podobnego. Piękna Włoszka zna sztukę subtelnego makijażu. Używa perfum. Nie obcy jest jej świat dźwięków. Jeździ na nartach i uprawia alpinizm. Dobrze kieruje autem. Ma stały karnet na spektakle w operze. Wie po co chodzi się do kina i teatru. Tańczy tak, że innym uczestnikom parkietu trochę wstyd, że oni tak nie potrafią. Czerpie radość z życia pełnymi garściami. Mężczyzna, który ją kocha, wspomina i ocenia: „Joanna zabierała swoje podopieczne do Viggione – do rodzinnego, wiejskiego domu, gdzie, owszem, odprawiano medytacje i modlono się, lecz jednocześnie te praktyki religijne wzbogacano wycieczkami, wyjściami na wieś oraz śpiewem. Tak więc ćwiczenia duchowe uzyskiwały jakby nowość radości i pogody ducha. Czuję, że trzeba dodać, iż w ten sposób Joanna wyprzedziła czasy. Była niejako prekursorką potrafiącą przeżywać swą wiarę w radości”.

Wielkoduszni

Podejmowana formacja nie była dla niej sztuką dla sztuki. Dlatego nie będąc zakręcona tylko wokół samej siebie, była dziewczyną otwartą na pomoc osobom starszym i potrzebującym. Podejmowała najzwyklejsze prace domowe. Można więc było zobaczyć Joannę ze ścierką czy siatką pełną zakupów, których jej staruszki nie były w stanie zrobić. Taki styl przygotowania do ślubu był poparty przekonaniem, że do tego sakramentu przygotowuje się przez naukę prawdziwej miłości. „Powołanie do życia rodzinnego nie oznacza zaręczenia się w wieku lat 14. Nie możemy wkraczać na tę drogę, jeśli się nie umie kochać. Kochać, tzn. pragnąć, doskonalić samego siebie i osobę ukochaną, przezwyciężając własny egoizm, podarować siebie. Miłość musi być całkowita, pełna, kompletna, regulowana według prawa Bożego i musi trwać wiecznie aż po niebo”.

Czyści i wolni

Joanna była bardzo uczuciowa. Lgnęła całym sercem do Piotra, ale znała wartość czystości. Bez dwuznaczności mówiła: „Czystość ma kierować właściwym i dozwolonym korzystaniem z przyjemności zmysłowych. Nasze ciało jest narzędziem połączonym z duszą dla czynienia dobra. Jak zachować czystość? Otoczyć nasze ciało ogrodzeniem poświęcenia. Czystość staje się piękna. Czystość staje się wolnością”. To właśnie wolność wewnętrzna daje szansę wyboru właściwej drogi życia. Joanna myślała najpierw o powołaniu misyjnym. Uczyła się nawet portugalskiego. Mając wątpliwości przedstawiła je swojemu kierownikowi duchowemu ks. Enrico Ceriani, który odpowiedział jej tak: „Jeśli kapitalne dziewczęta nie będą wychodziły za mąż, a będą to czynić tylko te z ptasimi móżdżkami, to pytam, jakie będziemy mieć rodziny? Odpraw nowennę, zastanów się i podejmij jasną decyzję”. Toteż Joanna modli się, zastanawia i nieodwołalnie postanawia wyjść za Piotra.

Otwarci na życie

Wreszcie nadszedł upragniony dzień ślubu, 24 września 1955 r. „Byliśmy tak szczęśliwi – wspomina Piotr. I nikt nie przypuszczał, co nam przyjdzie razem przeżyć”. Mieli już trójkę dzieci, kiedy podczas oczekiwania na czwarte, latem 1961, wykryto u Joanny bardzo niebezpiecznego włókniaka macicy. Specjaliści przedłożyli jej trzy możliwości: usunięcie włókniaka wraz z macicą, co ratowałoby życie jej, poświęcając jednak życie poczętego dziecka; usunięcie włókniaka i przerwanie ciąży, co pozwalałoby mieć dalsze dzieci; oraz próbę usuwania włókniaka przy jednoczesnym staraniu się, aby nie zniszczyć poczętego życia. Joanna wybrała… Piotr ze wzruszeniem w głosie przypomina: „Pewnego ranka, na około 15 dni przed terminem porodu, gdy wychodziłem do fabryki, Joanna jakby mimo woli mówi: Jeśli będziecie musieli decydować pomiędzy mną a dzieckiem wybierzcie dziecko. To samo zdanie powtórzyła kilkakrotnie również profesorowi, który ją operował, prosząc go usilnie, by uczynił wszystko, co w jego mocy, aby tylko ocalić poczęte dziecko”.

Urodziła się piękna dziewczynka, która tak jak mama pragnęła zostać lekarką. I też nosi imię Joanna …

Ps. Joanna Beretta Molla została kanonizowana przez Jana Pawła II w Rzymie 16 maja 2004 roku.

__________________

artykuł ks. Piotra Gąsiora